niedziela, 29 czerwca 2014

Rozdział 14.

Jestem zdecydowanie zbyt nieodpowiedzialna, leniwa i nieczuła by wychowywać własne dziecko. Rodzic, dobry rodzic to ktoś, kto stawia dobro swojej pociechy nad własne, kto dba, by było ono szczęśliwe i kochane. Ja taka nie będę. Nigdy.
Moja matka znika w trudnych momentach. Dlatego nie ma jej przy moim ojcu. Właśnie, mój ojciec… mój ojczym… Pan Tieri… Sama nie wiem jak mam go nazywać. Ale nie chcę sobie zawracać tym głowy szczególnie, że jego stan jest coraz gorszy. Siedzę przy nim codziennie, jednak to nie potrwa już długo. Lekarze są jednomyślni – człowiek, który jest dla mnie tak ważny, przeżyje jeszcze tydzień, maksymalnie dwa, jednak szanse na to są nikłe. Najwyższa pora by się z nim pożegnać…

Lekarze mieli rację. Mój ojciec zmarł osiem dni później. Moja matka nadal nie wróciła ze swoich odprężających wakacji. Z jednej strony cieszy mnie to, ponieważ mam ochotę przejechać ją walcem, jednak z drugiej chciałabym się w końcu dowiedzieć kim jest mój prawdziwy, biologiczny ojciec.
Na pogrzebie uświadomiłam sobie, jakie życie potrafi być okropne. Tak wielki i wspaniały biznesman, szanowany w całej tej społeczności zgromadził na swoim pogrzebie największe osobistości, jednak nie przyszedł nikt z jego rodziny, z naszej rodziny. Wyrazy współczucia, które usłyszałam od obcych ludzi, osoby takie jak moja matka… Wszystko to uświadomiło mi na jakim strasznym świecie żyjemy. Na jaki świat mam sprowadzić to coś co rozwija się w moim ciele. To dziecko.
Nie.
Zdecydowanie nie.
Nie dam rady.
Nie mogę.
Chcę aborcji.

- NIE! NIE ZGADZAM SIĘ, SŁYSZYSZ?!?!?! NIE!!!
- To jest moja decyzja, ty nie masz tu nic…
- Ale to też jest moje dziecko!!!
Dragan nie potrafi opanować swojej złości. Jak do tej pory rzucał lekkimi i miękkimi rzeczami takimi jak poduszki, koc i ubrania. Na szczęście nic nie leci w moją stronę, jednak mimo to nie czuję się ani trochę bezpieczna.
- Dragan, uspokój się.
- Uspokoić się?! Jak mam się uspokoić skoro chcesz zabić moje dziecko?!
- To nie jest jeszcze dziecko…
- Jest! Dla mnie jest! Rozumiem, że czujesz się skrzywdzona przez swoją matkę, ale… - nerwowo przejeżdża dłonią po swoich włosach. – Monica, nie będziesz taką samą osobą.
- To nie ma z tym nic wspólnego! – szybko podnoszę się z kanapy i przechodzę parę kroków w stronę przeciwną do Travicy.
- Nie?! To o co chodzi?! - Cisza. – WYTŁUMACZ MI PROSZĘ, BO NAPRAWDĘ NIE ROZUMIEM!!!
Najbliższa rzecz jaka stała obok Dragana wylądowała na ścianie. Nie była to już miękka poduszka, czy lekka bluzka. Tym razem rzucił wazonem. W ścianę. Za mną. Boję się. Naprawdę się boję.
Patrzę na niego zszokowana, a on już wie, że popełnił błąd. Wielki błąd.
Chce przeprosić, jednak ja szybko zabieram z kanapy swoją kurtkę i torbę i wynoszę się z jego domu. Nie mam zamiaru zostać tu ani chwili dłużej.
Jeżeli chciał coś wskórać, to właśnie stracił swoją szansę.
Wybiegam z mieszkania i biegnę schodami na dół. Wiem, że jest tuż za mną, że żałuje, że chce wszystko naprawić.
Nie obchodzi mnie to. Już nie.
- Nie możesz tak odejść!
Mogę.
- Nie możesz tego tak zostawić!
Mogę.
- To jest też moje dziecko! Kocham je, chcę je wychować! Razem z tobą!
ŻE CO?!

- Monica, słyszysz?! Kocham cię!
~*~
Taaaak... Myślę, że słowa są tu zbędne...

niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 13.

Mimo ciągłych badań, lekarze nie wiedzą, co jest mojemu ojcu. On sam leży w śpiączce farmakologicznej podłączony do setek urządzeń, które nie tyle podtrzymują go przy życiu, co łagodzą ból. Każdego dnia siedzę przy jego łóżku i rozmawiam z nim, choć doskonale wiem, że mi nie odpowie. Jednak muszę coś robić, bo zwariuję.
Moja „dzielna” mamusia, bo dwóch tygodniach zamartwiania się o swojego męża w końcu stwierdziła, że dłużej tak nie może i wyjechała w „sprawach biznesowych”, bo w końcu „ktoś musi zajmować się firmą mojego ojca”. Szkoda tylko, że tą osobą jestem ja.
Nigdy nie ukrywałam tego, że jestem egoistką. W końcu potrafię zadbać sama o siebie, więc po ci mi ci wszyscy fałszywi znajomi i przyjaciele? Jednak nigdy nie spodziewałam się, że moja matka potrafi być taką suką. Nawet ja nie potrafiłabym tak postąpić.
O urlopie w mojej pracy nie było mowy, więc zarządzam nią na odległość. Do tego dochodzą sprawy mojego ojca. Oczywiście wszystkim zajmuję się sama, więc trudno się dziwić, że jestem przemęczona i już kilka razy zasłabłam.
Kilka razy dzwonił do mnie Dragan, chciał przyjechać, pomóc, jednak ja go zbywałam. Mówiłam, że ma nie dzwonić, że dam sobie radę sama, że nie potrzebuję pomocy, że ma się zając siatkówką, a jak mu się nudzi, to niech poogląda telewizję, a nie zawraca mi głowę. W końcu odpuścił, bo od tygodnia nie zadzwonił ani razu.
Kiedy lekarze wpadli w końcu na jakiś trop, pojawiła się we mnie iskierka nadziei. Postępy były coraz bardziej widoczne, aż w końcu udało się odkryć jedną z przyczyn pobytu mojego ojca w szpitalu. Nie mam pojęcia, co to było, nie jestem w końcu lekarzem, bynajmniej potrzebował przeszczepu wątroby. Oczywiście jako członek rodziny byłam pierwsza w kolejce do oddania części narządu. Do pobrania krwi miałam się stawić w piątek.
Dni dłużyły mi się niemiłosiernie, jednak w końcu nastał ten upragniony piątek. Jak co dzień najpierw wpadłam do ojca, by zobaczyć co u niego. Do punktu pobrań krwi miałam się udać w następnej kolejności.
Podczas podróży do szpitala rozdzwonił się mój telefon. Zerknęłam na wyświetlacz – Travica. Odrzuciłam połączenie. Dzwonił jeszcze kilka razy w ciągu godziny, jednak w końcu odpuścił.
Kiedy wyszłam z pokoju ojca, podeszłam do jakiejś pielęgniarki, by zapytać się, gdzie mam teraz iść. Jej odpowiedź ani trochę mi nie pomogła, więc szłam przed siebie. Skręciłam chyba już trzeci raz w prawo, kiedy odbiłam się o coś twardego i nieco oszołomiona upadłam na ziemię. Mężczyzna, na którego wpadłam, a raczej który wpadł na mnie momentalnie zaczął mnie przepraszać i pomógł wstać.
- Monica, nic ci nie jest? Wszystko w porządku? – pytał.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że on zna moje imię, więc podniosłam wzrok na niego.
- Dragan?! Co ty tu do jasnej cholery robisz?!
- Nie dawałaś żadnego znaku życia, więc w imieniu całej drużyny przyszedłem cię odwiedzić – uśmiechnął się cwaniacko i wręczył mi bukiet kwiatów. Sztucznych.
- Mówiłam, że nie potrzebuję pomocy. Dam sobie radę sama.
- Właśnie widzę. Miesiąc temu byś mnie udusiła za sam fakt, że dałem ci jakiekolwiek kwiaty. Na pewno wszystko dobrze? Marnie wyglądasz…
- Jeżeli tak bardzo chcesz wiedzieć, to jestem zmęczona, a teraz jeszcze obolała. Przez kogo? A no tak… Przez tego kapuścianego głąba, który nie umie chodzić!!
- Oj kiepsko Moni, kiepsko. Kiedyś miałaś lepsze pociski.
- Wynoś się stąd – krzyknęłam i rzuciłam w jego stronę kwiatami.
Przeszłam parę kroków, gdy zakręciło mi się w głowie. Nie było innego wyjścia, aby nie upaść musiałam podeprzeć się ściany. Zauważył to Dragan i w jednej chwili znalazł się obok mnie. Kiedy osunęłam się troszeczkę niżej, wziął mnie na ręce i gdzieś zaprowadził.
Następne co pamiętam, to jak usiłował zmusić mnie do zjedzenia czegoś w bufecie.
- Wypchaj się Travica – krzyknęłam i rzuciłam w niego kawałkiem jedzenia.
- Masz szczęście, że przyjechałem…
- Doprawdy? – mruknęłam pod nosem i przewróciłam oczami.
- Monica, nie czas na takie zachowanie!
- Dragan daj mi spokój, naprawdę poradzę sobie.
- Właśnie widzę jak ci dobrze idzie…

Dragan nie chciał ustąpić, więc poszedł razem ze mną pobrać krew. Wyniki miały być najpóźniej dzisiaj wieczorem, także czekać długo nie musieliśmy. Oczywiście, Travica zabrał mnie na porządny obiad, jakiego nie jadłam od miesiąca i oświadczył, że nie zamierzą stąd wyjeżdżać beze mnie.
W drodze powrotnej nie wiedzieć czemu, próbował mnie delikatnie objąć ramieniem, za co oczywiście mu się oberwało. Na szczęście więcej już nie próbował.
W szpitalu czekały na nas wyniki. Lekarz poprosił mnie do swojego gabinetu, stanowczo zabraniając Draganowi towarzyszenie mi.
- Pani Tieri jest mi bardzo przykro, ale trzeba będzie poszukać innego dawcy dla pani ojczyma. Państwa krew nie jest zgodna w nawet najmniejszym procencie.
- To jest niedorzeczne. Jakiego ojczyma? – zaśmiałam się nerwowo.
- Pani matka ma grupę krwi A Rh+, pani ojczym 0 Rh-, natomiast pani AB Rh+. Jest pani mądrą kobietą, więc myślę, że wie pani co to oznacza. Trzeba poszukać innego dawcy, a przy grupie krwi jaką ma pani ojczym jest to…
- Chwileczkę, chce pan przez to powiedzieć, że ten człowiek, który leży na sali podłączony do tych wszystkich urządzeń nie jest moim biologicznym ojcem?!
Doktor nie mówi nic, jedynie wzdycha ciężko i patrzy na mnie współczująco.
- Jest mi strasznie przykro, że dowiaduje się pani tego w ten sposób, jednakże… - odzywa się w końcu – jednakże trzeba znaleźć dawcę, inaczej skutki mogą być tragiczne.
Tata, mój tata, który dawniej czytał mi bajki przed snem, który zabierał mnie lody, który mówił do mnie „córeczko” nie jest moim tatą. Przez lata wmawiano mi, że… To kto nim jest?!
W mojej głowie krążą tysiące myśli, jednak kiedy w pełni docierają do mnie słowa lekarza, otrząsam się. To ten człowiek mnie wychował, więc to on jest moim ojcem, powtarzam sobie, TO O JEST MOIM OJCEM!!!
- Czy mogę w tym jakoś pomóc?
- Nie – mówi stanowczo.
- Czy to wszystko, czy mogę już iść – pytam z nadzieją.
- W zasadzie to nie –odpowiada szybko i podaje mi jakąś kartkę z wynikami. – Gratulację, mniej więcej piąty tydzień.
- Słucham? – pytam, nadal nie widząc o co chodzi.

Wychodzę z gabinetu lekarza zszokowana, nie wiem, co mam powiedzieć, co mam zrobić. Chce mi się płakać, mam już dość wszystkiego!
Chwilę później podskakuje do mnie Travica. Widząc mnie, pyta czy wszystko w porządku. Mówię, co wiem o ojcu, mówię też, co wiem na temat naszej niezgodności krwi. Patrzy na mnie zaskoczony i przerażony. W końcu podaje mu wyniki, które przekazał mi lekarz. Dragan Też nie wie, o co w nich chodzi, więc pyta mi się.
- Będziemy mieli dziecko Dragan, rozumiesz to? Będziemy mieli dziecko…
~*~
Przepraszam, że mnie tak długo nie było tutaj, jednak nie obiecuję, że będę częściej. ;) Mam jednak nadzieję, że to, co napisałam, choć trochę Was zainteresuje i będziecie mnie motywować do częstszych odwiedził. Wszystko leży teraz w Waszych rękach! Pozdrawiam :*

poniedziałek, 23 września 2013

Rozdział 12.

Niespotykany widok w Maceracie to startująca na obrzeżach miasta rakieta, huragan, prezydent USA Barack Obama lub ja konsumująca śniadanie już o godzinie 5 rano. Ciągle zmęczona, mimo wypicia aż 2 mocnych kaw i obolała.
Nie mogłam spać przez całą noc przez tego frajera Dragana, który wciąż ma wyłączony telefon i nie daje żadnych oznak życia. Ivan też milczy. Doskonale zdaję sobie sprawę, że Travica mógł już wrócić do mieszkania, a „męska solidarność” nie pozwala Zaytsevowi na telefon do mnie, czy chociaż krótki sms, ale jestem jednak pełna nadziei, że atakujący widział w jakim kiepskim byłam stanie i mnie oszczędzi.
Tak się nie dzieje. Nie dostaję ani jednej wiadomości.
Zamawiam taksówkę i szykuję się do wyjścia, wciąż trzymając gdzieś blisko siebie komórkę.
Pierwsze co robię po dotarciu do pracy to sprawdzenie wszystkich szatni, hali i siłowni. Dopiero później idę do swojego gabinetu, gdzie zajmuję się papierkową robotą, starając się zapomnieć o tym, co wydarzyło się wczoraj, przedwczoraj i w ogóle w ostatnim czasie. Na szczęście udaje mi się to i pochłonięta pracą nawet nie wiem, jak udało mi się przetrwać te kilka godzin.  
Do brutalnej rzeczywistości przywraca mnie sekretarka, która nieśmiało wychyla się zza drzwi i pyta, czy nie chciałabym przypadkiem kawy. Przez ten krótki okres jak tutaj pracuję zdążyła już zapamiętać, kiedy robię sobie przerwę, jednak to raczej ze strachu niż z uprzejmości do mnie.
- Poproszę – odpowiadam i powracam do czytania dalszej części tekstu, gdy przypominam sobie właśnie o Draganie, więc zanim dziewczyna zamknie drzwi, pytam, czy wszyscy są obecni na treningu.
- Zaraz sprawdzę - mówi cicho, ledwie słyszalnie i chowa się za drzwiami.
Nie ma sensu pochłaniać się dalszej pracy, kiedy wiem, że nie będę w stanie się skupić. Czekam więc na powrót dziewczyny, a moja palce nerwowo uderzają o powierzchnię biurka. Po kilku minutach bezczynności, dźwięk ten zaczyna być irytujący, a moje palce zmęczone, więc wstaję z krzesła i podchodzę do okna. Otwieram okno na oścież i podpieram się o parapet.
Ciepły podmuch wiatru przyjemnie muska moje ciało. Na moje usta wkrada się delikatny uśmieszek. Pochylam głowę do tyłu i pozwalam sobie na chwilę zapomnienia.
Nie trwa to jednak długo, bo w mojej głowie zaczynają powracać obrazy Dragana. Jego gesty, słowa, dotyk… Nie zauważam jak po moim policzku spływa jedna łza, następnie druga, później trzecia.
- Mogę się jeszcze pokazywać publicznie, czy już ośmieszyłaś mnie na skalę ogólnoświatową? – słyszę znajomy głos i aż podskakuję w miejscu.
Szeroko otwieram oczy i głośno przełykam ślinę. Nie mam siły spojrzeć mu w oczy, a co dopiero odpowiedzieć. Ton jego głosu nie jest już czuły, przez co jest mi jeszcze trudniej zrobić cokolwiek.
Czy to możliwe, żeby Monica Tieri, nazbyt pewna siebie i egoistyczna córka wielkiego biznsmena bała się kogokolwiek?!
- Nie widziałem żadnego reportera przed wejściem, więc przypuszczam, że jeszcze nie przegrałaś zdjęć, albo nie masz internatu.
- Przestań… - mówię łamliwym głosem.
To boli. To naprawdę, cholernie boli.
- Nie akceptujesz prawdy? O tym kim jesteś? O tym jaka jesteś?
Po moich policzkach płyną kolejne łzy. W dodatku z coraz większą częstotliwością. Nie potrafię nad nimi zapanować, a może nawet nie próbuję?
- Zresztą nieważne… - dodaje ze zrezygnowaniem. Słyszę szelest papieru, który po chwili ustaje. – Na biurku zostawiam ci rezygnacje z pra… - nie daję mu dokończyć, bo odwracam się, nie zważając na swój okropny wygląd.
- CO?! – wrzeszczę. – Chcesz odejść przez jakąś… przez jakieś… - miotam się. – NIE! – krzyczę i podchodzę do biurka, gdzie porywam w dłonie dokument. Drę go na dwie części, później cztery i nic nie warte świstki papieru podaję Draganowi. – Na pewno ci na to nie pozwolę.
- Ty akurat nie masz tu nic do gadania!

Jestem idiotką. Jestem kompletną idiotką.
Siedzę na ziemi, oparta plecami o maskę samochodu Travicy i czekam na niego. Chcę wszystko wyjaśnić, raz a dobrze. Robi się chłodnawo, a ja nie mając ze sobą żadnej kurtki, płaszcza, czy jakiegokolwiek innego okrycia, marznę.
W końcu, po dłuższym czasie oczekiwania, Dragan zjawia się i na wstępie mierzy mnie wzrokiem.
- Co robisz? – pyta chłodnym tonem.
- Chcę pogadać.
- Nie mamy o czym – zbywa mnie.
- Chyba jednak mamy… Dragan, bo… - nie dane jest mi dokończyć, mój telefon daje o sobie znać.
Dokopuję się do niego w torebce i przystawiam go do ucha.
- Cześć mamo – mówię na wstępie.
- Monica… - wacha się chwile. – Ojciec jest w szpitalu, w Rzymie.
- Słucham?!
- Jest z nim źle, bardzo źle. Przyjedź proszę…
Roztrzęsiona rozłączam się, a po moich policzkach już spływają łzy. Nie wiem kompletnie co się dzieje. Staram się wybrać numer taksówki, ale nic nie widzę.
- Co się stało? Mo! – chłodny ton głosu zniknął, teraz Travica mówi do mnie zatroskany, jednak nawet to nie pomaga mi się choć trochę uspokoić. Mówię mu, że mój ojciec jest w szpitalu, w Rzymie i że muszę tam jechać.
Nie pyta o nic więcej. Po prostu sadza mnie na fotel pasażera i z piskiem opon odjeżdża.

Błagam, żeby to nie było nic poważnego!
~*~
Sorki, sorki, sorki! Rozdział pisany na szybko, jakby co :D A ja muszę was przeprosić, że mnie tak długo tu nie było i jednocześnie przeprosić, że znowu mnie tak długo (albo dłużej) nie będzie! ;( Jestem w nowej szkole, wszystko tu jest właściwe nowe (dziwne! o.O) i mam full nauki! Jak tylko uda mi się coś naskrobać to wrzucam! :D Zapraszam też na mojego drugiego bloga! http://loves-looking-good-on-you.blogspot.com/

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 11.

Drzwi trzaskają, a ja czuję małe ukłucie w sercu. Jest mi przykro, smutno i mam ochotę się rozpłakać, jednak szczęśliwie udaje mi się do tego nie dopuścić. Odkładam aparat na stół, a sama opadam na jedno z odsuniętych krzeseł.
Mam ochotę się spoliczkować. Nie za zrobienie zdjęć, ale za swoje dzisiejsze zachowanie. Skoro zdawałam sobie sprawę, że nie zachowuję się ja prawdziwa ja, to dlaczego dalej tak postępowałam?! Tym sposobem pokazałam Travicy, że potrafię być „ludzka” i posiadam jakieś pozytywne uczucia. Teraz myśli, że mogę być materiałem na żonę – kurę domową.
Jest źle.
Chowam twarz w dłoniach i staram się nie rozpłakać, jednak nie potrafię powstrzymać łez. Jestem wściekła na siebie, że nie mogę zapanować nad sobą, więc płaczę jeszcze bardziej. Zamykam oczy i próbuję się uspokoić. Przed oczyma od razu pojawia się obraz Dragana. Opiera się o blat w kuchni, oczywiście bez koszulki i uśmiecha się do mnie. Szeroko, szczerze i… cudownie. Jego oczy błyszczą ze szczęścia.
Panicznie otwieram swoje oczy i dostaję ataku paniki. Po moich policzkach wciąż płyną łzy.
Co ja zrobiłam? CO JA KURWA NAJLEPSZEGO ZROBIŁAM?!
Pierwszy raz w życiu mam wyrzuty sumienia i nie wiem czym to jest spowodowane. W ciągu jednej nocy przecież nie mogłam się aż tak zmienić. To niemożliwe, prawda?
PRAWDA?!
Nie wiem, co robię. Nie poznaję już siebie.
Biorę aparat i zapłakana wybiegam z mieszkania. Nie oczekuję, że spotkam siatkarza gdzieś po drodze. Minęło zbyt dużo czasu. Dlatego wsiadam do samochodu i jadę.
Kierunek – mieszkanie Dragana.
Kiedy zajeżdżam pod jego blok, wyskakuję z wozu jak oparzona i szybko biegnę schodami na górę. W duchu modlę się, żeby on tam był…
Dzwonię do drzwi raz, ale nikt nie otwiera przez dłuższy moment, więc zaczynam się dobijać. Walę w drzwi tak długo, aż w końcu ktoś je otwiera.
Serce wali mi jak oszalałe, a nogi stają się jak wata. Wszystko to jednak mija, kiedy przede mną ukazuje się Ivan owinięty jedynie ręcznikiem.
- Jest Dragan? – pytam, nie czekając na odpowiedź lub jakiekolwiek zaproszenia wchodzę do środka. Rozglądam się po mieszkaniu, ale nigdzie go nie zauważam.
- Nie ma – mówi Zaytsev. – Nie wrócił jeszcze – uśmiecha się zadziornie. – Za to jestem ja!
- Ubrałbyś się, a nie paradujesz goły…
Wyjmuję z torby telefon i wybieram numer Travicy. Karcę siebie w myślach, że od razu nie pomyślałam, by do niego zadzwonić. Przykładam telefon do ucha i czekam…
NIC!!! KOMPLETNIE NIC!!!
Dzwonię raz, drugi, trzeci… Za siódmym się poddaję.
- Jak wróci, zadzwoń do mnie – mówię jeszcze tylko do Dragana i opuszczam mieszkanie.
W samochodzie puszczam jakąś smutną piosenkę i jadę. Nie wracam do domu. Jadę gdzieś przed siebie. Prowadzi mnie droga.
Kiedy uświadamiam sobie, jaka jestem głupia, zaczynam płakać. Tyle razy obiecywałam, że się zmienię i co?!
Zmieniłam się, jednocześnie się nie zmieniając.
To jest takie skomplikowane…
ZBYT SKOMPLIKOWANE DLA MNIE!!!
KURWA!!!

KONIEC Z TYM!!!
~*~
Jest wena, jest wszystko! :D

I tyle w temacie... :D

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Rozdział 10.

Nie umiem gotować. W domu rodzinnym dania zawsze były przyrządzane przez najlepszych kucharzy, a odkąd zamieszkałam sama, coś konkretniejszego jadłam tylko na mieście. W obecnym mieszkaniu w szafkach mam schowane przekąski (zarówno te zdrowe, jak i te mega kaloryczne) i najpotrzebniejsze produkty.
Spędziłam sporo czasu, szukając w internecie przepisów na potrawy, które mogłabym przyrządzić. Było ich niewiele, ale jednak coś udało mi się znaleźć. Już samo to zachowanie było do mnie kompletnie niepodobne, a kiedy smażąc naleśniki na rozgrzanej patelni, zaczęłam wesoło nucić pod nosem jakąś melodyjkę, nie byłam już sobą.
Ktoś obcy mógłby powiedzieć, że jestem zakochana i to po uszy, ale to by było kłamstwem. Totalną nieprawdą.
Dzisiejszego dnia z niewiadomych powodów po prostu byłam szczęśliwa, wesoła i, o dziwo, zadowolona ze swojego życia. Humoru nie popsuł mi nawet Dragan, który przyszedł do kuchni bez koszuli, na całe szczęście posiadając za to spodnie.
- Co tak ładnie pachnie? – zapytał, podchodząc do mnie.
Objął mnie od tyłu i mocno wtulił, składając na mojej szyi jeden przelotny i delikatny pocałunek. Zignorowałam go i dalej szykowałam śniadanie. Lub obiad, biorąc pod uwagę godzinę.
- Moje jedzenie – odpowiedziałam spokojnie i przekręciłam głowę w jego stronę.
Spojrzałam na niego dumnie i uśmiechnęłam się szczerze, a on niespodziewanie wpił się w moje usta. Całował mnie przeciągle i z trudem oderwał się ode mnie, kiedy naleśnik zaczął się przypalać. Jęknął niezadowolony.
- I co zrobiłeś? – zaśmiałam się.
- Ja?!
- Nie, ksiądz proboszcz, wiesz? – spojrzałam na niego. – Tak ty – dodałam i powróciłam do smażenia moich, zapewne obrzydliwych, naleśników.
Podczas gdy ja męczyłam się z tym daniem, Dragan wpadł na pomysł, że nakryje do stołu. Nie zaskoczyło mnie to wcale. W końcu to zachowanie było poprzedzone moimi słowami, że się z nim nie podzielę.
Zajęliśmy miejsca tuż obok siebie i zajadaliśmy się naleśnikami, które okazały się całkiem zjadliwe. Nie obyło się oczywiście bez usmarowania mnie dżemem przez Travicę.
- Odwdzięczę ci się w pracy – zagroziłam. – Jeszcze mnie popamiętasz – zaśmiałam się.
- Oczywiście – uśmiechnął się.
- Myślisz, że żartuję? – zapytała, jednak wciąż miałam uśmiech na ustach. Jakoś mnie dzisiejszego dnia nie opuszczał…
- Nie, skądże – odparł i lekko musnął mnie w usta, by następnie znów zająć się jedzeniem.
Nic nie odpowiedziałam. Dokończyłam swoje śniadanie, a brudne naczynia schowałam do zmywarki.

Siedziałam na kanapie i oglądałam telewizję. Właściwie to przełączam z jednego programu na drugi, bo kolejny już raz nic ciekawego nie można było zobaczyć. Chyba będę musiała poważnie przemyśleć rezygnacji z tej durnowatej telewizji.
Nie zauważyłam, kiedy Dragan wyszedł z łazienki i oparł się o jedną ze ścian w salonie.
- Mo, może gdzieś wyskoczymy? – zapytał.
- Przecież jest niedziela – zaśmiałam się i uśmiechnięta spojrzałam na niego.
Coś jest ze mną nie tak. Stanowczo.
- To możemy się przejść na spacer – zaproponował od niechcenia i sięgnął swoją koszulkę.
- Spacer?
- No wiesz, ty i ja, maszerujący obok siebie – powiedział i podszedł do kanapy. Oparł się o sofę i nachylił tuż przy mojej głowie. – Ewentualnie możemy zjeść jakieś lody, czy coś tam innego… Będzie fajnie – pocałował mnie i uśmiechnął się.
- Właściwie to czemu nie? – odwzajemniłam gest.
Właśnie mieliśmy wychodzić z mieszkania, kiedy niespodziewanie zatrzymałam się i cofnęłam do sypialni. Wyjęłam ukryty aparat i zawiesiłam na szyi.
- Pstrykniemy sobie parę zdjęć – powiedziałam. – Co ty na to? – uśmiechnęłam się.
- Super! Ale teraz już chodź…
Ruszyłam do przodu, jednak po paru krokach znowu się zatrzymałam.
- Aha, Dragan…
- Co znowu? – odpowiedział lekko podirytowany tymi ciągłymi opóźnieniami.
- Co do paru zdjęć to… - zawahałam się. – Kiedy spałeś zrobiłam ci parę fotek. Nie mam zamiaru ich publikować! Tylko chciałabym, żeby one były takim… moim zabezpieczeniem. Jeżeli komuś powiesz o naszej wspólnej nocy to wtedy… będziesz się martwił, ale…
- Co zrobiłaś? – przerwał mi, mówiąc przez zaciśnięte zęby.
- Zdjęcia…
- Wiesz co? Chyba z tego spaceru nici – odparł wściekle i wyszedł, trzaskając drzwiami.
Czułam się jak idiotka, którą przez cały dzisiejszy dzień faktycznie byłam. Co ja robiłam? Co ja sobie myślałam? Co mi się stało?
~*~
Możecie mnie zbesztać -_- Nie jestem w formie -_- Zresztą... nigdy nie byłam -_-

poniedziałek, 29 lipca 2013

Rozdział 9.

Na samym początku chciałabym powiedzieć, że poniższy rozdział czytacie na własną odpowiedzialność! Powstał on dzięki pomocy kilku osób (którym serdecznie dziękuję za owocną współpracę) i znajdują się w nim (kiepskie) opisy scen tzw. +18!
~*~
W pierwszym momencie nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Alkohol, który dzisiaj wypiłam, zdecydowanie odurzył moje komórki mózgowe. Jest tak dużo powodów, dla których powinnam spróbować odepchnąć Dragana i na niego nakrzyczeć, zbesztać, nie pozostawić na nim suchej nitki. Zwyczajnie wyrzucić z mieszkania i zatrzasnąć drzwi przed nosem, kiedy będzie próbował się wytłumaczyć. Tylko, że ja nie potrafiłam w tej chwili racjonalnie myśleć… więc nie myślałam.
Tak dawno się z nikim nie kochałam. Brakowało mi tej bliskości drugiej osoby, tego przyjemnego dreszczu przechodzącego po moim ciele.
Natychmiastowo owinęłam rękoma kark Travicy i mocno przyciągnęłam go jeszcze bliżej siebie. Nasze języki wykonywały powolny, namiętny taniec, co chwila znajdując się w moich lub w jego ustach.
Przejechałam dłońmi wzdłuż jego pleców, aż znalazły się przy skraju jego koszulki, której od razu się pozbyłam. Kiedy Dragan ponownie zaczął mnie całować, wyczułam jak uśmiecha się zadowolony. Nie chciałam przerywać naszej czynności, ale chciałam by za to zapłacił, więc odwróciłam go na plecy i teraz to ja na nim leżałam. Problem polegał na tym, że znajdowaliśmy się na wąskiej kanapie, więc wraz z obrotem spadł na podłogę. Dzielny, wydał z siebie jedynie cichy jęk, nie odrywając się ode mnie nawet na centymetr. Nie powiem, zaimponował mi tym.
Oderwałam się od niego i usiadłam na jego brzuchu. Oddychałam ciężko, ledwo łapiąc oddech. Poprawiłam swoje blond włosy, ręką zaczesując je do tyłu i spojrzałam wprost w oczy  Dragana. Były pełne pożądania, pragnęły mnie. Uśmiechnęłam się zadziornie i delikatnie przygryzłam dolną wargę. Tylko tyle, to wystarczyło.
Chwycił mnie w pasie i ostro przyciągnął do siebie. Jego dłonie od razu powędrowały pod moją bluzkę. Opuszkami palców delikatnie muskał plecy, tworząc niewidoczne wzorki. W końcu zerwał ze mnie starą bluzkę. Przycisnął bliżej siebie, całując namiętniej i znów zaczął błądzić rękoma po moich plecach. Dotarł do zapięcia mojego biustonosza, który zadziwiająco szybko i sprawnie odpiął.
Jego lewa dłoń pozostała przy moim łopatkach, a prawą powoli  i zmysłowo przesunął ku dołowi, by zatrzymać ją w końcu na moim pośladku. Chwycił go i zmienił naszą pozycję. Teraz to ja byłam pod nim.
Jednym ruchem pozbył się mojego stanika, rzucając go gdzieś niedbale za siebie. Zatopiłam rękę w jego miękkich włosach. Uwolnił moje usta, dzięki czemu mogłam złapać trochę powietrza w płuca. Sam zaczął składać delikatne pocałunku na moim policzku, szyi, barku, później piersiach i brzuchu, zostawiając tam mokre ślady. Przyjemny dreszcz przeszył moje ciało, kiedy Dragan dotarł pod pępek. Chwycił mój stary dres, w który byłam ubrana i jednym sprawnym ruchem ściągnął go ze mnie, pozostawiając w samych majtkach. Koronkowych.
Nie chciałam pozostawać mu dłużna, więc gdy tylko z powrotem odnalazł moje usta, odwróciłam nasze ciała. Palec przyłożyłam do jego klatki piersiowej. Powoli i zmysłowo posuwałam się razem z nim coraz niżej, opuszkiem kreśląc jeden, długi, falisty wzorek. Dotarłam do jego spodni, gdzie szybko uwinęłam się z jego paskiem i rozporkiem. Ubrania zniecierpliwiony pozbył się już sam i rzucił je gdzieś na bok.
Zerknął na mnie i uśmiechnął się delikatnie. Dłonią dotknął mojego policzka i zmysłowo przejechał nią wzdłuż szyi, przez ramię, aż do talii. Pewnie przybliżył nasze ciała i spokojnie zaczął mnie całować. Delikatnie ułożył nasze ciała na podłodze i palcem przejechał w linii prostej wzdłuż mojego brzucha, aż dotarł do dolnej części bielizny. Uśmiechnął się i drugą rękę też opuścił na dół. Koronkowe majtki chwycił przy moich biodrach i powoli zaczął je ze mnie ściągać.
Kiedy pozbył się ich ze mnie, nic nie stało mu już na przeszkodzie. Szybko zdjął jeszcze swoje bokserki i przystąpił do działania.
Powoli nachylił się nade mną i delikatnie musnął moje usta raz… drugi… trzeci… aż w końcu wpił się w nie. Zarzuciłam ręce na kark Dragana i przyciągnęłam bliżej siebie. Nasze języki zaczęły wirować we wspólnym tańcu.
Uniosłam nogi i zaplotłam je na biodrach Travicy, a on jednym, pewnym ruchem wszedł we mnie. Jęknęłam z rozkoszy.
Delektowałam się każdym ruchem, każdą sekundą spędzoną przy nim, a nasz wspólny orgazm stał się kwestią krótkiej chwili. Po kilkudziesięciu kolejnych sekundach wykonywania posuwistych ruchów, Dragan opadł tuż obok mnie.
W mieszkaniu słychać było jedynie nasze nierówne, przyspieszone oddechy.

Obudziłam się wcześnie rano z lekkim bólem głowy… i nieco mocniejszym bólem pleców. Udało mi się wziąć szybki prysznic i zjeść jakieś śniadanie. Rozsiadłam się na kanapie w salonie i najciszej jak się dało zaczęłam oglądać telewizję. Ameryki nie odkryłam, kiedy po raz kolejny stwierdziłam, że nic w niej ciekawego nie leci. Zostawiłam włączony jakiś program o motorach, a sama pogrążyłam się w myślach. Siedziałam tak i czekał, aż śpiąca królewna w męskiej wersji łaskawie się obudzi, kiedy do głowy wpadł mi genialny pomysł.
Zrywam się jak oparzona i biegnę po aparat, który leży schowany gdzieś głęboko w szafie. Wyrzucam z niej wszystkie ubrania, robiąc tym samym niezły bałagan, ale w końcu udaje mi się go znaleźć.
Szybko biegnę z powrotem do salonu, gdzie zastaję Travicę w takiej samej pozycji, w jakiej go zostawiłam. Włączam aparat i bez najmniejszego  zahamowania pstrykam mu kilkadziesiąt fotek. NAGICH FOTEK!

Jeżeli wypapla komuś, co zdarzyło się minionej nocy, nie zawaham się ani chwili i te wszystkie kompromitujące zdjęcia znajdą się w internecie. 
~*~
Tak, tak wiem -_- Więcej nie będę tak pisać, bo wyszło okropnie i... sama nie wierzę, że to napisałam o.O
Co powiecie na zmianę godziny? Poniedziałki między 23 a 24? ;> Tak będzie! :D 

poniedziałek, 22 lipca 2013

Rozdział 8.

Leżąc na kanapie z winem i zajadając się różnymi przekąskami, relaksuję się, oglądając dość dobry film. W między czasie robię sobie mani i pedicure. Zadowolona z chwili wytchnienia, cieszę się, że nareszcie nastał weekend i dopiero w poniedziałek będę zmuszona widzieć te przebrzydłe gęby Ivana i Travicy.
Gdy tak sobie leniuchowałam, ktoś nachalnie zaczął dobijać się do moich drzwi. Na początku siedziałam cicho, starając się ignorować tego palanta, żeby w końcu sobie odpuścił i poszedł, ale nie dawał za wygraną!
- Już idę! – krzyczę i ociężale podnoszę się z kanapy, a w myślach przeklinałam mojego „gościa”.
Otwieram drzwi i mnie zatyka. Oczy przybrały wielkość monet, a usta mimowolnie rozchyliły się w geście zaskoczenia. Mogłam spodziewać się wręcz wszystkiego, ale nie TEGO!
Wielki bukiet czerwonych róż, od których czuć intensywny zapach zasłania ponad pół twarzy mojego gościa. Mój wzrok błądzi między kwiatami, a jego ciemnymi oczami, które wydają się śmiać.
- Hej - mówi i oczami wyobraźni widzę jak uśmiecha się nieśmiało.
- Cześć - odpowiadam, a moje kąciki ust mimowolnie unoszą się.
Przez chwilę stoimy w zupełnej ciszy, aż Dragan przypomina sobie po co tu przyszedł i podaje mi bukiet, mówiąc: „To dla ciebie”. Dziwię się, ale odbieram kwiaty. Odwracam się i wchodzę z powrotem do mieszkania, a kiedy zauważam, że Travica nie przestąpił jeszcze progu drzwi, mam ochotę strzelić typowego plaskacza w twarz.
- Wejdziesz? – krzyczę z salonu, gdzie właśnie ustawiam wazon z kwiatami.
Nieśmiało uśmiecha się i wchodzi do pomieszczenia, zamykając za sobą drzwi. W tym samym momencie zdaję sobie sprawę, że nie tylko wpuściłam Dragana do środka, ale również, że jestem dla niego miła.
Siatkarz stanął tuż za kanapą i schował dłonie do kieszeni spodni, podczas gdy ja powróciłam do swojej normalności. Wyprostowałam się i przyjęłam najbardziej obojętny wyraz twarzy jaki tylko umiałam.
- To teraz możesz mi powiedzieć, dlaczego kwiaty akurat od ciebie będą zdobiły mój salon – mówię i podchodzę do niego.
Zaciska usta i spuszcza głowę.
Jest nieśmiały? Ciekawe od kiedy?!
Staję przy Draganie, a pośladkami opieram się o podparcie sofy i nadal czekam, aż mi odpowie. W końcu jakby przełamuje się i unosi głowę, a jego ciemne oczy wpatrują się prosto we mnie.
- Miałaś rację – zaczyna. – Nie powinienem był opowiadać Ivanowi o nocy z tobą, nawet jeżeli się z nim przyjaźnię. To nie było fair – przerywa na moment i spogląda na bukiet, który przywlókł tutaj ze sobą. – Chciałem cię jakoś przeprosić, więc pomyślałem, że kwiaty ci się mogą spodobać… W końcu ty lubisz te wszystkie babskie rzeczy – milknie, a ja mam największą ochotę go pocisnąć, jednak jakoś się powstrzymuję.
Idę po kolejną butelkę wina, a przy okazji z kuchni zgarniam drugi kieliszek. Wracam do salonu, gdzie Travica bacznie obserwuje każdy mój ruch. Mam ochotę się zaśmiać, co czynię, bo już nie potrafię się powstrzymać.
- Skoro już tu jesteś… - wyciągam naczynie w jego stronę – to może się napijesz? Ze mną? – pytam, na co on uśmiecha się pewnie i kiwa głową na potwierdzenie.
Chyba już wrócił ten pewny siebie palant, którego znałam.
Zajmujemy miejsce na kanapie, gdzie Dragan nalewa sobie trunku. Ja w tym czasie szukam czegoś ciekawego w telewizji, bo film, który oglądałam przed przyjściem siatkarza właśnie się skończył. „Latam” po kanał, jednak jak na złość nic nie leci, więc Travica każe włączyć mi mecz Maceraty.
- Chcesz oglądać ten kabaret? Nie wystarczy ci, że w nim grasz? – pytam, za co zostaję mocno szturchnięta w udo.
- Lepszy kabaret niż jakaś żałosna telenowela, którą odstawiasz – odgryza się.
Mierzę go wzrokiem, a w tym samym czasie dłonią szukam poduszki, o którą się opieram. W końcu ją znajduję i łapię, by następnie wycelować nią prosto w twarz Travicy.
Przez chwile jest zaskoczony i nie wie co się stało, a ja nie potrafię powstrzymać się od śmiechu. Musiał jednak szybko się otrząsnąć, bo po chwili również i ja czuję, jak coś miękkiego i aksamitnego uderza mnie. Od razu poważnieję.
Żarty się skończyły.
Odwracam głowę w jego stronę i mierzę go chłodnym wzrokiem. Normalny człowiek, by się przestraszył i zaczął uciekać, ale on uśmiecha się cwaniacko i popija wino z kieliszka, poruszając brwiami.
- Chcesz wojny? To będziesz ją miał! – krzyczę i zaczynam walić go poduszką po głowie.
Serwuję mu niesamowitą serię ciosów. Słyszę jego prośby, abym przestała, które dzielą pojedyncze okrzyki „ała”, ale napędza mnie to jeszcze bardziej. Dziwię się, że przyjmuje te uderzenia z pokorą, a nie przystępuje do ataku.
W tym samym momencie, kiedy przez głowę przechodzi mi ta myśl, zaczyna mi oddawać. Nie ma poduszki, bo jedyną dostępna jest ta, którą ja go biję, więc zaczyna mnie łaskotać.
Trafił, bo jest to mój największy ból. Zaczynam zwijać się na kanapie, a po chwili mój brzuch boli mnie od ciągłego śmiechu. Dragana najwyraźniej to bawi, bo momentami śmieje się głośniej ode mnie.
Z każdą chwilą wiercę się coraz bardziej, a tym samym Travica swoim ciałem bardziej przydusza mnie do kanapy.
- Poddajesz się? – pyta z cwaniackim uśmieszkiem.
- Nie – mówię przez łzy, które ciekną mi po policzkach ze śmiechu. Jednak, kiedy ból brzucha jest nie do zniesienia, a ja mam wrażenie, że zaraz puszczę pawia, odzywam się znowu. – Nie! Dobra! Wygrałeś! Poddaję się… Już nie mogę…
Śmieje się głośno, ale przestaje mnie łaskotać. Szkoda tylko, że nadal leży na mnie.
Oddycham ciężko, próbując złapać oddech. Ten stu tonowy słoń mi tego zdecydowanie nie ułatwia. - Mógłbyś łaskawie ze mnie zejść? – grzecznie proszę.
- Nie – odpowiada i uśmiecha się zadziornie.
- A dlaczegóż to? – pytam już nieco bardziej wkurzona.
- Jestem Travica, biorę zawsze to, na co mam ochotę – odpowiada i łapczywie wpija mi się w usta.
~*~
Mimo lekkiego opóźnienia wrzucam rozdział 8. ;)