poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Rozdział 11.

Drzwi trzaskają, a ja czuję małe ukłucie w sercu. Jest mi przykro, smutno i mam ochotę się rozpłakać, jednak szczęśliwie udaje mi się do tego nie dopuścić. Odkładam aparat na stół, a sama opadam na jedno z odsuniętych krzeseł.
Mam ochotę się spoliczkować. Nie za zrobienie zdjęć, ale za swoje dzisiejsze zachowanie. Skoro zdawałam sobie sprawę, że nie zachowuję się ja prawdziwa ja, to dlaczego dalej tak postępowałam?! Tym sposobem pokazałam Travicy, że potrafię być „ludzka” i posiadam jakieś pozytywne uczucia. Teraz myśli, że mogę być materiałem na żonę – kurę domową.
Jest źle.
Chowam twarz w dłoniach i staram się nie rozpłakać, jednak nie potrafię powstrzymać łez. Jestem wściekła na siebie, że nie mogę zapanować nad sobą, więc płaczę jeszcze bardziej. Zamykam oczy i próbuję się uspokoić. Przed oczyma od razu pojawia się obraz Dragana. Opiera się o blat w kuchni, oczywiście bez koszulki i uśmiecha się do mnie. Szeroko, szczerze i… cudownie. Jego oczy błyszczą ze szczęścia.
Panicznie otwieram swoje oczy i dostaję ataku paniki. Po moich policzkach wciąż płyną łzy.
Co ja zrobiłam? CO JA KURWA NAJLEPSZEGO ZROBIŁAM?!
Pierwszy raz w życiu mam wyrzuty sumienia i nie wiem czym to jest spowodowane. W ciągu jednej nocy przecież nie mogłam się aż tak zmienić. To niemożliwe, prawda?
PRAWDA?!
Nie wiem, co robię. Nie poznaję już siebie.
Biorę aparat i zapłakana wybiegam z mieszkania. Nie oczekuję, że spotkam siatkarza gdzieś po drodze. Minęło zbyt dużo czasu. Dlatego wsiadam do samochodu i jadę.
Kierunek – mieszkanie Dragana.
Kiedy zajeżdżam pod jego blok, wyskakuję z wozu jak oparzona i szybko biegnę schodami na górę. W duchu modlę się, żeby on tam był…
Dzwonię do drzwi raz, ale nikt nie otwiera przez dłuższy moment, więc zaczynam się dobijać. Walę w drzwi tak długo, aż w końcu ktoś je otwiera.
Serce wali mi jak oszalałe, a nogi stają się jak wata. Wszystko to jednak mija, kiedy przede mną ukazuje się Ivan owinięty jedynie ręcznikiem.
- Jest Dragan? – pytam, nie czekając na odpowiedź lub jakiekolwiek zaproszenia wchodzę do środka. Rozglądam się po mieszkaniu, ale nigdzie go nie zauważam.
- Nie ma – mówi Zaytsev. – Nie wrócił jeszcze – uśmiecha się zadziornie. – Za to jestem ja!
- Ubrałbyś się, a nie paradujesz goły…
Wyjmuję z torby telefon i wybieram numer Travicy. Karcę siebie w myślach, że od razu nie pomyślałam, by do niego zadzwonić. Przykładam telefon do ucha i czekam…
NIC!!! KOMPLETNIE NIC!!!
Dzwonię raz, drugi, trzeci… Za siódmym się poddaję.
- Jak wróci, zadzwoń do mnie – mówię jeszcze tylko do Dragana i opuszczam mieszkanie.
W samochodzie puszczam jakąś smutną piosenkę i jadę. Nie wracam do domu. Jadę gdzieś przed siebie. Prowadzi mnie droga.
Kiedy uświadamiam sobie, jaka jestem głupia, zaczynam płakać. Tyle razy obiecywałam, że się zmienię i co?!
Zmieniłam się, jednocześnie się nie zmieniając.
To jest takie skomplikowane…
ZBYT SKOMPLIKOWANE DLA MNIE!!!
KURWA!!!

KONIEC Z TYM!!!
~*~
Jest wena, jest wszystko! :D

I tyle w temacie... :D

5 komentarzy:

  1. Jezu, tyle się złego dzieje, że nie wiem, co mam napisać. Myślę, że Drago poszedł zalać się w trupa, o.

    OdpowiedzUsuń
  2. No cóż obopólna głupota musi prowadzić do czegoś nieprzyjemnego!

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że od razu za nim nie pobiegła, bo teraz to jego można szukać po całym mieście.

    OdpowiedzUsuń
  4. Za późno doszło do niej, że powinna mu wszystko wyjaśnić :(
    Mam nadzieję, że nie zrobi żadnej głupoty?
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. wena jest, a kolejnego nie ma.... kiedy dodasz?????

    OdpowiedzUsuń