niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 13.

Mimo ciągłych badań, lekarze nie wiedzą, co jest mojemu ojcu. On sam leży w śpiączce farmakologicznej podłączony do setek urządzeń, które nie tyle podtrzymują go przy życiu, co łagodzą ból. Każdego dnia siedzę przy jego łóżku i rozmawiam z nim, choć doskonale wiem, że mi nie odpowie. Jednak muszę coś robić, bo zwariuję.
Moja „dzielna” mamusia, bo dwóch tygodniach zamartwiania się o swojego męża w końcu stwierdziła, że dłużej tak nie może i wyjechała w „sprawach biznesowych”, bo w końcu „ktoś musi zajmować się firmą mojego ojca”. Szkoda tylko, że tą osobą jestem ja.
Nigdy nie ukrywałam tego, że jestem egoistką. W końcu potrafię zadbać sama o siebie, więc po ci mi ci wszyscy fałszywi znajomi i przyjaciele? Jednak nigdy nie spodziewałam się, że moja matka potrafi być taką suką. Nawet ja nie potrafiłabym tak postąpić.
O urlopie w mojej pracy nie było mowy, więc zarządzam nią na odległość. Do tego dochodzą sprawy mojego ojca. Oczywiście wszystkim zajmuję się sama, więc trudno się dziwić, że jestem przemęczona i już kilka razy zasłabłam.
Kilka razy dzwonił do mnie Dragan, chciał przyjechać, pomóc, jednak ja go zbywałam. Mówiłam, że ma nie dzwonić, że dam sobie radę sama, że nie potrzebuję pomocy, że ma się zając siatkówką, a jak mu się nudzi, to niech poogląda telewizję, a nie zawraca mi głowę. W końcu odpuścił, bo od tygodnia nie zadzwonił ani razu.
Kiedy lekarze wpadli w końcu na jakiś trop, pojawiła się we mnie iskierka nadziei. Postępy były coraz bardziej widoczne, aż w końcu udało się odkryć jedną z przyczyn pobytu mojego ojca w szpitalu. Nie mam pojęcia, co to było, nie jestem w końcu lekarzem, bynajmniej potrzebował przeszczepu wątroby. Oczywiście jako członek rodziny byłam pierwsza w kolejce do oddania części narządu. Do pobrania krwi miałam się stawić w piątek.
Dni dłużyły mi się niemiłosiernie, jednak w końcu nastał ten upragniony piątek. Jak co dzień najpierw wpadłam do ojca, by zobaczyć co u niego. Do punktu pobrań krwi miałam się udać w następnej kolejności.
Podczas podróży do szpitala rozdzwonił się mój telefon. Zerknęłam na wyświetlacz – Travica. Odrzuciłam połączenie. Dzwonił jeszcze kilka razy w ciągu godziny, jednak w końcu odpuścił.
Kiedy wyszłam z pokoju ojca, podeszłam do jakiejś pielęgniarki, by zapytać się, gdzie mam teraz iść. Jej odpowiedź ani trochę mi nie pomogła, więc szłam przed siebie. Skręciłam chyba już trzeci raz w prawo, kiedy odbiłam się o coś twardego i nieco oszołomiona upadłam na ziemię. Mężczyzna, na którego wpadłam, a raczej który wpadł na mnie momentalnie zaczął mnie przepraszać i pomógł wstać.
- Monica, nic ci nie jest? Wszystko w porządku? – pytał.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że on zna moje imię, więc podniosłam wzrok na niego.
- Dragan?! Co ty tu do jasnej cholery robisz?!
- Nie dawałaś żadnego znaku życia, więc w imieniu całej drużyny przyszedłem cię odwiedzić – uśmiechnął się cwaniacko i wręczył mi bukiet kwiatów. Sztucznych.
- Mówiłam, że nie potrzebuję pomocy. Dam sobie radę sama.
- Właśnie widzę. Miesiąc temu byś mnie udusiła za sam fakt, że dałem ci jakiekolwiek kwiaty. Na pewno wszystko dobrze? Marnie wyglądasz…
- Jeżeli tak bardzo chcesz wiedzieć, to jestem zmęczona, a teraz jeszcze obolała. Przez kogo? A no tak… Przez tego kapuścianego głąba, który nie umie chodzić!!
- Oj kiepsko Moni, kiepsko. Kiedyś miałaś lepsze pociski.
- Wynoś się stąd – krzyknęłam i rzuciłam w jego stronę kwiatami.
Przeszłam parę kroków, gdy zakręciło mi się w głowie. Nie było innego wyjścia, aby nie upaść musiałam podeprzeć się ściany. Zauważył to Dragan i w jednej chwili znalazł się obok mnie. Kiedy osunęłam się troszeczkę niżej, wziął mnie na ręce i gdzieś zaprowadził.
Następne co pamiętam, to jak usiłował zmusić mnie do zjedzenia czegoś w bufecie.
- Wypchaj się Travica – krzyknęłam i rzuciłam w niego kawałkiem jedzenia.
- Masz szczęście, że przyjechałem…
- Doprawdy? – mruknęłam pod nosem i przewróciłam oczami.
- Monica, nie czas na takie zachowanie!
- Dragan daj mi spokój, naprawdę poradzę sobie.
- Właśnie widzę jak ci dobrze idzie…

Dragan nie chciał ustąpić, więc poszedł razem ze mną pobrać krew. Wyniki miały być najpóźniej dzisiaj wieczorem, także czekać długo nie musieliśmy. Oczywiście, Travica zabrał mnie na porządny obiad, jakiego nie jadłam od miesiąca i oświadczył, że nie zamierzą stąd wyjeżdżać beze mnie.
W drodze powrotnej nie wiedzieć czemu, próbował mnie delikatnie objąć ramieniem, za co oczywiście mu się oberwało. Na szczęście więcej już nie próbował.
W szpitalu czekały na nas wyniki. Lekarz poprosił mnie do swojego gabinetu, stanowczo zabraniając Draganowi towarzyszenie mi.
- Pani Tieri jest mi bardzo przykro, ale trzeba będzie poszukać innego dawcy dla pani ojczyma. Państwa krew nie jest zgodna w nawet najmniejszym procencie.
- To jest niedorzeczne. Jakiego ojczyma? – zaśmiałam się nerwowo.
- Pani matka ma grupę krwi A Rh+, pani ojczym 0 Rh-, natomiast pani AB Rh+. Jest pani mądrą kobietą, więc myślę, że wie pani co to oznacza. Trzeba poszukać innego dawcy, a przy grupie krwi jaką ma pani ojczym jest to…
- Chwileczkę, chce pan przez to powiedzieć, że ten człowiek, który leży na sali podłączony do tych wszystkich urządzeń nie jest moim biologicznym ojcem?!
Doktor nie mówi nic, jedynie wzdycha ciężko i patrzy na mnie współczująco.
- Jest mi strasznie przykro, że dowiaduje się pani tego w ten sposób, jednakże… - odzywa się w końcu – jednakże trzeba znaleźć dawcę, inaczej skutki mogą być tragiczne.
Tata, mój tata, który dawniej czytał mi bajki przed snem, który zabierał mnie lody, który mówił do mnie „córeczko” nie jest moim tatą. Przez lata wmawiano mi, że… To kto nim jest?!
W mojej głowie krążą tysiące myśli, jednak kiedy w pełni docierają do mnie słowa lekarza, otrząsam się. To ten człowiek mnie wychował, więc to on jest moim ojcem, powtarzam sobie, TO O JEST MOIM OJCEM!!!
- Czy mogę w tym jakoś pomóc?
- Nie – mówi stanowczo.
- Czy to wszystko, czy mogę już iść – pytam z nadzieją.
- W zasadzie to nie –odpowiada szybko i podaje mi jakąś kartkę z wynikami. – Gratulację, mniej więcej piąty tydzień.
- Słucham? – pytam, nadal nie widząc o co chodzi.

Wychodzę z gabinetu lekarza zszokowana, nie wiem, co mam powiedzieć, co mam zrobić. Chce mi się płakać, mam już dość wszystkiego!
Chwilę później podskakuje do mnie Travica. Widząc mnie, pyta czy wszystko w porządku. Mówię, co wiem o ojcu, mówię też, co wiem na temat naszej niezgodności krwi. Patrzy na mnie zaskoczony i przerażony. W końcu podaje mu wyniki, które przekazał mi lekarz. Dragan Też nie wie, o co w nich chodzi, więc pyta mi się.
- Będziemy mieli dziecko Dragan, rozumiesz to? Będziemy mieli dziecko…
~*~
Przepraszam, że mnie tak długo nie było tutaj, jednak nie obiecuję, że będę częściej. ;) Mam jednak nadzieję, że to, co napisałam, choć trochę Was zainteresuje i będziecie mnie motywować do częstszych odwiedził. Wszystko leży teraz w Waszych rękach! Pozdrawiam :*

7 komentarzy:

  1. Ojejuśku, jejuśku, jejuśku.
    Będzie dziecko Travicy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Co tu się dzieje? O_O
    Żeby w ciągu kilku chwil tak przekręcił jej się świat...

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie ma to jak się dowiedzieć w takiej sytucaji, że ktoś kto był dla kogoś ukochanym tatusiem w rzeczywistości nim nie jest, nie może mu pomóc, a w dodatku jest w ciąży z kimś kogo nie traktuje ani w połowie poważnie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu, ja cię przepraszam, że dopiero po miesiącu tu docieram :*
    Wybacz :*
    Oj dużo się dzieje u Moniki (piszę, przez "k", bo lepiej brzmi :P )
    Wiadomość, że ojciec, nie jest jej ojcem, ciąża...
    Cieszy mnie to, że Dragan mimo jej złego humoru jest z nią. Będzie mały brzdąc i ja mam nadzieję, że wychowają to maleństwo razem ;))
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeczytałam wszystko na jednym wdechu i chce przewijać dalej a tu koniec :o wracaaaaaj :'C

    OdpowiedzUsuń
  6. wróć z kolejnym rozdałem! szybko!

    OdpowiedzUsuń