Mimo ciągłych badań, lekarze nie wiedzą, co jest
mojemu ojcu. On sam leży w śpiączce farmakologicznej podłączony do setek
urządzeń, które nie tyle podtrzymują go przy życiu, co łagodzą ból. Każdego
dnia siedzę przy jego łóżku i rozmawiam z nim, choć doskonale wiem, że mi nie
odpowie. Jednak muszę coś robić, bo zwariuję.
Moja „dzielna” mamusia, bo dwóch tygodniach
zamartwiania się o swojego męża w końcu stwierdziła, że dłużej tak nie może i
wyjechała w „sprawach biznesowych”, bo w końcu „ktoś musi zajmować się firmą
mojego ojca”. Szkoda tylko, że tą osobą jestem ja.
Nigdy nie ukrywałam tego, że jestem egoistką. W
końcu potrafię zadbać sama o siebie, więc po ci mi ci wszyscy fałszywi znajomi
i przyjaciele? Jednak nigdy nie spodziewałam się, że moja matka potrafi być
taką suką. Nawet ja nie potrafiłabym tak postąpić.
O urlopie w mojej pracy nie było mowy, więc
zarządzam nią na odległość. Do tego dochodzą sprawy mojego ojca. Oczywiście
wszystkim zajmuję się sama, więc trudno się dziwić, że jestem przemęczona i już
kilka razy zasłabłam.
Kilka razy dzwonił do mnie Dragan, chciał
przyjechać, pomóc, jednak ja go zbywałam. Mówiłam, że ma nie dzwonić, że dam
sobie radę sama, że nie potrzebuję pomocy, że ma się zając siatkówką, a jak mu
się nudzi, to niech poogląda telewizję, a nie zawraca mi głowę. W końcu
odpuścił, bo od tygodnia nie zadzwonił ani razu.
Kiedy lekarze wpadli w końcu na jakiś trop, pojawiła
się we mnie iskierka nadziei. Postępy były coraz bardziej widoczne, aż w końcu
udało się odkryć jedną z przyczyn pobytu mojego ojca w szpitalu. Nie mam
pojęcia, co to było, nie jestem w końcu lekarzem, bynajmniej potrzebował
przeszczepu wątroby. Oczywiście jako członek rodziny byłam pierwsza w kolejce do
oddania części narządu. Do pobrania krwi miałam się stawić w piątek.
Dni dłużyły mi się niemiłosiernie, jednak w końcu
nastał ten upragniony piątek. Jak co dzień najpierw wpadłam do ojca, by
zobaczyć co u niego. Do punktu pobrań krwi miałam się udać w następnej
kolejności.
Podczas podróży do szpitala rozdzwonił się mój
telefon. Zerknęłam na wyświetlacz – Travica. Odrzuciłam połączenie. Dzwonił
jeszcze kilka razy w ciągu godziny, jednak w końcu odpuścił.
Kiedy wyszłam z pokoju ojca, podeszłam do jakiejś
pielęgniarki, by zapytać się, gdzie mam teraz iść. Jej odpowiedź ani trochę mi
nie pomogła, więc szłam przed siebie. Skręciłam chyba już trzeci raz w prawo,
kiedy odbiłam się o coś twardego i nieco oszołomiona upadłam na ziemię.
Mężczyzna, na którego wpadłam, a raczej który wpadł na mnie momentalnie zaczął
mnie przepraszać i pomógł wstać.
- Monica, nic ci nie jest? Wszystko w porządku? –
pytał.
Dopiero po chwili dotarło do mnie, że on zna moje
imię, więc podniosłam wzrok na niego.
- Dragan?! Co ty tu do jasnej cholery robisz?!
- Nie dawałaś żadnego znaku życia, więc w imieniu
całej drużyny przyszedłem cię odwiedzić – uśmiechnął się cwaniacko i wręczył mi
bukiet kwiatów. Sztucznych.
- Mówiłam, że nie potrzebuję pomocy. Dam sobie
radę sama.
- Właśnie widzę. Miesiąc temu byś mnie udusiła za
sam fakt, że dałem ci jakiekolwiek kwiaty. Na pewno wszystko dobrze? Marnie
wyglądasz…
- Jeżeli tak bardzo chcesz wiedzieć, to jestem
zmęczona, a teraz jeszcze obolała. Przez kogo? A no tak… Przez tego
kapuścianego głąba, który nie umie chodzić!!
- Oj kiepsko Moni, kiepsko. Kiedyś miałaś lepsze
pociski.
- Wynoś się stąd – krzyknęłam i rzuciłam w jego
stronę kwiatami.
Przeszłam parę kroków, gdy zakręciło mi się w
głowie. Nie było innego wyjścia, aby nie upaść musiałam podeprzeć się ściany.
Zauważył to Dragan i w jednej chwili znalazł się obok mnie. Kiedy osunęłam się
troszeczkę niżej, wziął mnie na ręce i gdzieś zaprowadził.
Następne co pamiętam, to jak usiłował zmusić mnie
do zjedzenia czegoś w bufecie.
- Wypchaj się Travica – krzyknęłam i rzuciłam w
niego kawałkiem jedzenia.
- Masz szczęście, że przyjechałem…
- Doprawdy? – mruknęłam pod nosem i przewróciłam
oczami.
- Monica, nie czas na takie zachowanie!
- Dragan daj mi spokój, naprawdę poradzę sobie.
- Właśnie widzę jak ci dobrze idzie…
Dragan nie chciał ustąpić, więc poszedł razem ze
mną pobrać krew. Wyniki miały być najpóźniej dzisiaj wieczorem, także czekać
długo nie musieliśmy. Oczywiście, Travica zabrał mnie na porządny obiad,
jakiego nie jadłam od miesiąca i oświadczył, że nie zamierzą stąd wyjeżdżać
beze mnie.
W drodze powrotnej nie wiedzieć czemu, próbował
mnie delikatnie objąć ramieniem, za co oczywiście mu się oberwało. Na szczęście
więcej już nie próbował.
W szpitalu czekały na nas wyniki. Lekarz poprosił
mnie do swojego gabinetu, stanowczo zabraniając Draganowi towarzyszenie mi.
- Pani Tieri jest mi bardzo przykro, ale trzeba
będzie poszukać innego dawcy dla pani ojczyma. Państwa krew nie jest zgodna w
nawet najmniejszym procencie.
- To jest niedorzeczne. Jakiego ojczyma? –
zaśmiałam się nerwowo.
- Pani matka ma grupę krwi A Rh+, pani ojczym 0
Rh-, natomiast pani AB Rh+. Jest pani mądrą kobietą, więc myślę, że wie pani co
to oznacza. Trzeba poszukać innego dawcy, a przy grupie krwi jaką ma pani
ojczym jest to…
- Chwileczkę, chce pan przez to powiedzieć, że ten
człowiek, który leży na sali podłączony do tych wszystkich urządzeń nie jest
moim biologicznym ojcem?!
Doktor nie mówi nic, jedynie wzdycha ciężko i
patrzy na mnie współczująco.
- Jest mi strasznie przykro, że dowiaduje się pani
tego w ten sposób, jednakże… - odzywa się w końcu – jednakże trzeba znaleźć
dawcę, inaczej skutki mogą być tragiczne.
Tata, mój tata, który dawniej czytał mi bajki
przed snem, który zabierał mnie lody, który mówił do mnie „córeczko” nie jest
moim tatą. Przez lata wmawiano mi, że… To kto nim jest?!
W mojej głowie krążą tysiące myśli, jednak kiedy w
pełni docierają do mnie słowa lekarza, otrząsam się. To ten człowiek mnie
wychował, więc to on jest moim ojcem, powtarzam sobie, TO O JEST MOIM OJCEM!!!
- Czy mogę w tym jakoś pomóc?
- Nie – mówi stanowczo.
- Czy to wszystko, czy mogę już iść – pytam z
nadzieją.
- W zasadzie to nie –odpowiada szybko i podaje mi
jakąś kartkę z wynikami. – Gratulację, mniej więcej piąty tydzień.
- Słucham? – pytam, nadal nie widząc o co chodzi.
Wychodzę z gabinetu lekarza zszokowana, nie wiem,
co mam powiedzieć, co mam zrobić. Chce mi się płakać, mam już dość wszystkiego!
Chwilę później podskakuje do mnie Travica. Widząc
mnie, pyta czy wszystko w porządku. Mówię, co wiem o ojcu, mówię też, co wiem
na temat naszej niezgodności krwi. Patrzy na mnie zaskoczony i przerażony. W
końcu podaje mu wyniki, które przekazał mi lekarz. Dragan Też nie wie, o co w
nich chodzi, więc pyta mi się.
- Będziemy mieli dziecko Dragan, rozumiesz to?
Będziemy mieli dziecko…
~*~
Przepraszam, że mnie tak długo nie było tutaj, jednak nie obiecuję, że będę częściej. ;) Mam jednak nadzieję, że to, co napisałam, choć trochę Was zainteresuje i będziecie mnie motywować do częstszych odwiedził. Wszystko leży teraz w Waszych rękach! Pozdrawiam :*